COVID-19: czy społeczne restrykcje naprawdę mają jakiś pozytywny efekt?
- Tekst: Piotr Żabicki
Nie mamy leków zwalczających rozwój COVID-19 ani szczepionki zapewniającej odporność (stan na 04.2020). W zasadzie jedyną „terapią” jaką możemy obecnie zastosować jest szereg restrykcji społecznych i higienicznych, na czele z domową izolacją. Ale czy ten wysiłek naprawdę ma swój epidemiczny skutek? Czy pandemia COVID-19 choć odrobinę zwalnia?
Podziękowania za konsultację merytoryczną
dla dr Rafała Mostowego z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ
– Nie, to społeczne „lekarstwo” nic nie daje! Przecież w większości krajów liczba zakażeń i zgonów wciąż wzrasta. – to pierwsza odpowiedź, która przychodzi do głowy i wydaje się oczywista. Tkwi w niej jednak pułapka. Taka riposta nie bierze pod uwagę, że na obecnym etapie izolacja, zamknięte szkoły i praca zdalna to nie metody na wyeliminowanie wirusa, ale na spowolnienie tempa zakażeń.
Liczba R wiele wyjaśnia
Jednym z najważniejszych parametrów każdej choroby zakaźnej jest, kluczowy dla epidemiologów, współczynnik R. Informuje on, ile średnio osób jest zarażonych przez pojedynczego nosiciela, biorąc pod uwagę tylko osoby, które nie są odporne na zakażenie. R=3 oznacza, że dany patogen przenosi się, powodując zakażenie u 3 osób, które miały do czynienia z jedną osobą uprzednio zakażoną. Każda z tych 3 zakażonych znowu przekazuje wirusa kolejnym 3 osobom, a każda z tych kolejnym 3 i tak dalej. Po 10 takich cyklach zakażeń mamy już 88,5 tys. chorych. A przecież gdy nasze kontakty są intensywne, gdy spotykamy ludzi non-stop w pracy, sklepie lub szkole – tych 10 cykli (albo 100 lub 1000) następuje błyskawicznie.
Dlatego też terapia społecznego dystansu, której doświadczamy nie doprowadzi do cudownego zaniku choroby, ale do ograniczenia pędu z jakim obejmuje ona kolejne dziesiątki, setki i tysiące osób.
Przyjmuje się, że epidemię można uważać za kontrolowaną, kiedy R osiąga wartość 1. Jeden chory powoduje zakażenie tylko jednej nowej osoby. Jest to oczywiście przypadek czysto teoretyczny. Dążymy realnie do sytuacji gdy R jest mniejsze niż 1. W takiej sytuacji służbom jest dużo łatwiej nie dopuszczać do kolejnych zakażeń, a medycy nie muszą się martwić tym, że kiedy zajmują się jednym pacjentem w poważnym stanie, na oddziale pojawia się naraz 5, 10 lub 20 nowych chorych.
Czy więc izolacja i restrykcje społeczne maja wpływ na przejęcie ułamka kontroli nad zarazą i zmniejszenie wartości R. Czy w ogóle da się to zbadać i policzyć?
Ostatnio dodane do Rozoom
59 000
Takiego zadania podjęła się grupa badaczy z Imperial College London (wraz ze współpracownikami z innych uczelni). Ich analizy uwzględniają dane obejmujące okres przed 30 marca 2020 roku, zebrane z 11 europejskich państw (niestety nie ma wśród nich Polski). Brytyjscy badacze podkreślają przy tym, że bazują na takim pakiecie danych, które dotyczą krótkiego odcinka czasu. Jest zbyt wcześnie (w odniesieniu do momentu wprowadzenia restrykcji), aby porzucić wszelkie pytania i wątpliwości odnośnie skuteczności każdego z rodzajów społecznych obostrzeń.
Wyniki badań tej grupy epidemiologów powstały przy wykorzystaniu zaawansowanych metod obliczeniowych, związanych z tzw. statystyką Bayesa. Głównym parametrem, który naukowcy uznali za najbardziej wiarygodny była liczba zgonów i ich rozkład w czasie. Inny popularny wskaźnik, liczba zakażonych, jest prawdopodobnie bardzo zaniżony. Mając te dane oraz oczywiście odwołując się do innych wskaźników (w tym współczynnika R) naukowcy zestawili liczby z czasem wprowadzania restrykcji społecznych.
Na przykład we Francji przed 28 marca zgłoszono 1995 przypadków śmierci związanych bezpośrednio z koronawirusem. Do 17 marca wprowadzono tam większość obostrzeń – zamknięto szkoły, odwołano publiczne wydarzenia, nakazano samoizolację itd. Model badawczy szacował na ten moment 1900 zgonów, był więc zbliżony do faktycznej liczby. Idąc dalej policzono, że przed 31 marca liczba zgonów może osiągnąć pułap 3100 ofiar. Biorąc zaś pod uwagę dynamikę rozprzestrzeniania się zakażenia sprzed wprowadzenia ograniczeń społecznych ustalono, że brak tych restrykcji kosztowałby życie około 5600. Oznacza to, że w samej Francji izolacja, zamknięte szkoły i inne obostrzenia uratowały życie 2500 osób. Teraz możemy sprawdzić, że w rzeczywistości przed 31 marca we Francji 3024 osoby zmarły z powodu COVID-19. W tym przypadku szacunki badaczy okazały się dokładne.
Inny przykład – Hiszpania, która przechodzi dramat zakażeń i śmierci. Liczba zgonów przed 28 marca to 4858 osób (szacunki badaczy ok. 4700 osób). Szacowana liczba śmierci wywołanych koronawirusem przed 31 marca – 7700 z uwzględnieniem restrykcji i 24 000 bez ich wprowadzenia. Sprawdzamy – faktycznie przed 31 marca w Hiszpanii zmarło 7716 osób. Wynika z tego jasno, że mimo tragedii w hiszpańskich szpitalach restrykcje spowodowały, że epidemia nie pokazała jeszcze groźniejszego oblicza. Ponad 16 000 osób zachowało życie.
Rozprzestrzenianie się koronawirusa bez (po lewej) i z uwzględnieniem ograniczeń kontaktów (po prawej)
Biorąc pod uwagę te szacunki – naukowcy z Londynu oceniają, że wprowadzenie społecznych restrykcji w 11 krajach uratowało życie około 59 000 osób.
Brytyjscy badacze w swoich kalkulacjach doszli do wniosku, że we wspomnianych 11 państwach (np. Austrii, Belgii, Danii, Hiszpanii) współczynnik R sprzed wprowadzenia ograniczeń wynosił 3,87. Każdy chory zarażał prawie (to statystyka) 4 osoby. Ta wartość uwzględnia też szacowaną liczbę nosicieli, którzy nie są widoczni w oficjalnych statystykach, bo przeszli lub przechodzą zakażenie bezobjawowo. Na koniec marca, po wprowadzeniu ograniczeń, współczynnik R zmniejszył się do wartości 1,43. To zmiana istotna.
Oczywiście, co podkreślają naukowcy, taki trend nie jest stały. Podtrzymanie lub rozluźnienie restrykcji może znacząco wpłynąć na dalsze zmniejszenie lub powrót do poprzedniego stanu. „Niezwykle ważne jest, aby obecne ograniczenia pozostały na swoim miejscu, a trendy dotyczące przypadków i zgonów były ściśle monitorowane w nadchodzących dniach i tygodniach. Tylko to da pewność, że przenoszenie SARS-Cov-2 zwalnia” – piszą autorzy z Imperial College London.
P.S. Dane z 10.04.2020 potwierdzają, że współczynnik reprodukcji (R) i we Francji i w Hiszpanii jest obecnie na poziomie 1.
Źródła:
www.imperial.ac.uk/mrc-global-infectious-disease-analysis/covid-19/report-13-europe-npi-impact/