Nie wkładaj ręki do kałuży. Małe godzille już się tam czają ;)
- Tekst: Magdalena Jarzębowska
Wydaje się, że cała okolica jest pusta, jakby wymarła. Ciszy nie mąci żaden dźwięk. Nawet rośliny, porastające dno jeziora kołyszą się bezszelestnie z delikatną falą. Tylko wprawne oko dostrzeże w wodzie niewielkie żyjątko. Co je czeka? Spokój czy zagrożenie?
Mimo że ma oczy przystosowane do widzenia pod wodą, nie jest wcale pewna, że widzi wszystko, co powinna dostrzec. Nie ma wyjścia – musi poruszać się, żeby znaleźć jedzenie. Delikatnie przesuwa się naprzód, starając się wyczuć niedużym pyszczkiem, czy na mijanych powierzchniach znajdują się glony, które może zeskrobać.
Nagle blokada. COŚ – jakby ogromne szczypce – w ułamku sekundy łapie ją tuż za głową. Przerażona próbuje rozpaczliwymi spazmami ciała wyrwać się, ale gigantyczna pęseta zaciska się coraz mocniej i pewniej. W końcu szybkie ukłucie i obezwładniający płyn przedostaje się do środka, powoli rozpuszczając to, co jeszcze przed chwilą było młodym, niedoświadczonym organizmem.
Mordercze małolaty
Brzmi jak początek horroru z tajemniczymi potworami? Nic bardziej mylnego. To codzienność ekosystemów wodnych, zamieszkanych przez dziesiątki, często dla nas nieznanych i tajemniczych stworzeń, takich małych godzilli;), które sieją panikę w swoim otoczeniu. Stwory, które przedstawiam żyją w niemalże każdym zbiorniku, od niewielkiego stawu po wody wielkich jezior. Część z nich to owady i to właśnie jeden z nich, a konkretnie larwa chrząszcza pływaka żółtobrzeżka (Dytiscus marginalis) zgotowała tak epicki koniec, nieświadomej niebezpieczeństw kijance. Pomyślicie – owady zjadające płazy (czyli kręgowce) – to niemożliwe!? A jednak.
Zarówno dorosłe chrząszcze pływaki, jak i ich żarłoczne dzieci, są mistrzami polowań i nie gardzą ofiarami większymi od siebie. Kijanki, małe ryby oraz inne owady, to stały składnik ich menu. Czym jest i jak wygląda to dziecko żółtobrzeżka?
To drapieżna larwa typu kampodealnego, czyli taka, która ma 3 pary odnóży i sprawnie się porusza. W wodzie często zawisa z odwłokiem charakterystycznie uniesionym do góry i tak czai się na swoją ofiarę. Polować zaczyna praktycznie zaraz po wylęgnięciu się z jaja, a z każdym linieniem znacząco się powiększa, osiągając ostatecznie ok. 5-6 cm długości (czyli jak mały palec u ręki dorosłego człowieka).
Jej charakterystyczne, przypominające szczypce, żuwaczki są wydrążone w środku i działają jak śmiercionośne strzykawki. Po złapaniu ofiary larwa wstrzykuje nimi trujące soki trawienne, które jednocześnie szybko obezwładniają pojmanego i rozpuszczają jego ciało od środka. A po tym, gdy zawartość zostanie wyssana, ofiara (a właściwie to co z niej zostało) jest odrzucana. Brrrr… wampiro-zombie w akcji!
Larwa pływaka żółtobrzeżka. Fot. Grzegorz Tończyk
Ostatnio dodane do Rozoom
Pluskolec grzbietopławek, fot. Grzegorz Tończyk
Nie patrz w te piękne oczy!
Larwy żółtobrzeżków to nie jedyne kłujące stwory w wodnej krainie. Należy do nich wiele pluskwiaków wodnych, czyli, tak jak nazwa wskazuje – dalekich krewnych krwiopijnej pluskwy. Niektóre z nich, wbrew źle kojarzącym się koligacjom, są zaskakująco urodziwe, np. pluskolec grzbietopławek (Notonecta glauca).
Ale nie dajcie się zwieść jego pięknym, ogromnym oczom. Na spodzie ciała ukrywa podłużny ryjek, zwany kłujką, od którego przypuszczalnie pochodzi słowo „kolec” w polskiej nazwie. Skojarzenie z kolcem jest całkiem słuszne, ponieważ służy on do wkłuwania się w ciało ofiary. Wkłucie powoduje wpuszczenie jadu. Jego moc zdziwiła już niejednego ludzkiego śmiałka, który próbował pluskolca złapać ręką. Podobno spotkanie z grzbietopławkiem jest dużo bardziej bolesne od użądlenia pszczoły i pozostawia rękę w odrętwieniu przez dobę. Tym bardziej jad ten nie daje szans relatywnie małej ofierze pluskolca, która – podobnie jak w przypadku łupów larwy żółtobrzeżka – jest najpierw obezwładniana, a potem trawiona.
Kolejnym owadzim wampirem jest bliska kuzynka pluskolca, czyli płoszczyca (Nepa cinerea). Jej spłaszczone całkowicie grzbieto-brzusznie ciało, przypomina zbrązowiały listek. Nic więc dziwnego, ze płoszczycę spotkamy najczęściej chodzącą po dnie, wśród opadłych do zbiornika liści. Jej angielska nazwa „skorpion wodny” doskonale oddaje jej wygląd. Pierwsza charakterystyczna para odnóży krocznych przypomina scyzoryki i jest dość masywna – stąd skojarzenie ze skorpionem. I choć kłujka płoszczycy nie jest aż tak długa jak u pluskolca, ona również jest bezlitosnym drapieżnikiem wysysającym swe ofiary. I ponownie – kijanki czy małe rybki, nie należą do rzadkich składników obiadowego menu tej zabójczyni.
Płoszczyca, fot. Grzegorz Tończyk
Wyskakująca szczęka
Jeśli znudziło się Wam wysysanie, to specjalnie dla Was w wodzie znajdziemy także amatorów gryzienia. Larwy ważek (Odonata) uchodzą w swoim środowisku za jednych z najskuteczniejszych myśliwych. Jak na owadzie standardy, mogą funkcjonować w stanie nimfy (czyli zanim się przeobrażą) dość długo, bo nawet do 5 lat (zależy to od gatunku). Najczęściej poruszają się po dnie zbiornika, albo czatują zagrzebane w piaszczysto-mulistym dnie. Ale to tylko pozorny brak energii. W momencie polowania larwa ważki wykazuje się zadziwiającą aktywnością. Choć jej rozmiar jest często mniejszy niż pływaków czy pluskwiaków (ofiary larw ważek to raczej inne bezkręgowce), narzędzia do ich zdobywania są zaiste imponujące.
Dolna warga tych stworzeń przekształcona jest w ruchomą maskę, czyli narząd do chwytania i transportowania ofiary do otworu gębowego. W momencie ataku jest ona gwałtownie wyrzucana w kierunku ofiary, a chwycona zdobycz przytrzymywana jest pazurkami, znajdującymi się na głaszczkach. Jakby tego było mało, niektóre maski (np. u szklarników; rodzaj Cordulegaster) są wyposażone w duże, nierówne zęby. Biada temu, kto znajdzie się w ich uścisku. Zobaczcie na filmie jak to wygląda (można zacząć od 1:43):
I co, zgadzacie się, że bezkręgowe drapieżniki wodne i ich taktyki łowieckie, mogą być inspiracją do wielu filmów grozy? Na szczęście w rzeczywistości (przynajmniej z naszej ludzkiej perspektywy 😉) to jedynie mali i bardzo pożyteczni strażnicy równowagi w ekosystemach wodnych. Jak wszystkie drapieżniki, kontrolują ilość roślinożerców, same są też pokarmem, głównie dla ryb. Poza tym człowiek zupełnie nie leży w ich sferze zainteresowań, co ma też niekorzystne konsekwencje dla obserwatorów przyrody;). Aby się z nimi spotkać, musimy się bowiem mocno postarać. Nie zmienia to faktu, że są fascynujące i warto mieć świadomość tej okrutnej walki, która codziennie toczy się w jeziorach i rzekach, niespełna pod naszymi stopami.
To co, miłego weekendu nad wodą. 😊