Krótko i węzłowato. Gatunki inwazyjne, czyli jak człowiek rozsiewa zwierzęta
- Tekst: Piotr Żabicki
510 cm i 63 kg – to rozmiary wielkiego pytona birmańskiego (Python bivittatus), żyjącego w Azji dusiciela, który został w 2019 roku złapany na bagnach… amerykańskiej Florydy. Ale nie rozmiar przeraził badaczy, a fakt że ta samica nosiła w brzuchu 73 gotowe do złożenia jaja.
Na chwilę ze słonecznej Florydy przenieśmy się kilka tysięcy kilometrów na południe, w dżunglę Kolumbii. Dokonując tego skoku w przestrzeni wyobraźcie sobie, że hipopotamy z Afryki przedostały się przez ocean i zaczęły wygodne życie w południowoamerykańskim klimacie? To nie fikcja! To dzieje się naprawdę.
Los hipopótamos
W latach 80. XX wieku, kolumbijski baron narkotykowy Pablo Escobar wybudował w górach między Medellin i Bogotą rezydencję Naples. Zafundował sobie też prywatne zoo, do którego sprowadził m.in. 4 hipopotamy. Po śmierci Escobara na początku lat 90. pozbawione opieki zwierzęta z zoo zaczęły przedostawać się na zewnątrz. Wśród nich były też hipopotamy. Kilka z nich zawędrowało do nieodległej rzeki Magdalena i w jej otoczeniu znalazło swój raj. Bez drapieżników znanych z afrykańskich tropików, z obfitością pożywienia i w dogodnym środowisku hipopotamy zaczęły się mnożyć. [1] W 2019 roku ich liczbę szacowano na 40-50 sztuk. Obecnie (2022 r.) może być ich koło 100 osobników.
Wpływ hipopotamów na otoczenie jest ogromny. Z powodu swoich rozmiarów i żarłoczności zmieniają ukształtowanie środowiska, wpływają na chemię wody zagrażając miejscowym gatunkom. [2] Coraz częściej mają też styczność z ludźmi. W 2020 roku odnotowano przypadek agresji w stosunku do farmera, który obserwował zwierzęta. Przypomnieć warto, że hipopotamy mimo pozornej ociężałości, to jedne z najbardziej agresywnych zwierząt, zaliczane razem z jadowitymi wężami do największych zabójców ludzi.
Tak to Escobar lata po śmierci przyczynia się wciąż do degradacji świata.
Pyton birmański czy florydzki?
A co wspólnego z hipopotamami ma ciężarna samica pytona birmańskiego na bagnach południa Stanów Zjednoczonych? To także gatunek inwazyjny, który poprzez zaniedbania i brak rozsądku zagościł w nowym świecie. Od lat 90. populacja pytonów birmańskich na Florydzie dramatycznie wzrasta. [3] Tam, gdzie żyją te węże zniknęły populacje lisów i królików. Bliskie wytrzebienia są szopy, oposy, wiele gatunków ptaków, a nawet kojoty. Zwierzę to pojawia się także często w pobliżu siedzib ludzkich zwabione przez dostępność pożywienia. [4]
Pyton birmański to przykład wpływu globalizacji, mobilności ludzi i ich braku odpowiedzialności. Bez ludzkiej “pomocy” pyton birmański raczej nie pokonałby oceanu i nie zasiedlił Florydy.
Bezmyślnie
Gatunki inwazyjne to organizmy żywe (nie tylko zwierzęta), które rozprzestrzeniają się na nowe terytoria i zagrażają lokalnej faunie i florze. Takie przemieszczanie może mieć podłoże naturalne, związane ze zmianami w ekosystemie (np. nadmierną populacją na danym obszarze lub zmianami środowiska), ale nie da się ukryć, że wiele tego rodzaju migracji jest spowodowane brakiem rozwagi i niekompetencją człowieka. A czasem po prostu głupotą. Realny jest scenariusz, że pyton birmański zagościł na Florydzie wypuszczony z hodowli znudzonego wężem terrorysty-amatora. A możliwe też, że uciekł z pokazowej hodowli jakiegoś bossa przestępczego, tak jak kolumbijskie hipopotamy z zoo Escobara.
Warto podkreślić, że gatunki inwazyjne stanowią drugą po niszczeniu siedlisk przyczynę zaniku bioróżnorodności. Gatunki inwazyjne bardzo często szybko zajmują miejsce w nowym środowisku, wypierają gatunki rodzime, rozmnażają się na potęgę, zakłócają równowagę, i z czasem mogą doprowadzić do katastrofy. Oby Amerykanie nie doczekali się sytuacji, że są jedynym gatunkiem drapieżników na bagnach Florydy będzie dusiciel z Birmy (obecnie ten kraj nazywa się Myanmar), a my na przykład, by jedynym kwiatem na poboczach dróg w Polsce stała się inwazyjna i coraz liczniejsza nawłoć kanadyjska (Solidago canadensis).